Módlmy się, za obecnych tu na eucharystii, aby przez modlitwę, wspominanieprzeżywanie wydarzeń  Powstania Styczniowego, wzbudzało w nas patriotyzm, umiłowanie Boga i Ojczyzny.

Módlmy się za poległych w Powstaniu Styczniowym, bezimiennie pochowanych na naszym starym cmentarzu, aby Bóg, za utracone życie, wynagrodził im życiem wiecznym w niebie. Kazanie przeczytał Pan Wojciech Pestka w Kościele Św. Mikołaja w Jedlni  podczas mszy za Ojczyznę 22.01.2012r.

Kazanie miane przezx. J. Gackiego u Karmelitów na Lesznie

d.19g-olut. w sobotę.(wybrane  fragmenty)

Pan da moc ludowi swojemu.

Obywatele! wróg niedaleko stolicy. Życiobójcze grzmoty w pobliżu słyszeć się dają. Może od nich padają nąjezdnicy, a może nasi obrońcy. Los boju niepewny. Lecz chociażby walka przeniosła się na wały miasta samego, choćby po ulicach wypadło się ścierać z nieprzyiacielami, jeszcze wtenczas w po­śród was obywatele, wołać nie przestanę: „Pan da moc ludowi swojemu”. Wyrzekł to doświadczeniem trzydziestu wieków przeświadczony i wtajemniczony w przyszłość psalmista. Wyrok natchnionego dla wszystkich niechybny, nieomylny dla prawo­wiernych. Narody ogromne, potężne ale bezbożne, przesunęły się tylko na widowni świata jak widmo, a jako cień zaniknęły. Przeciwnie lud wybrany „póki jedno nie grzeszył przed oblicznością Boga swego , dobrze się z nim działo.” — Pan szukał krwie ich z utrapienia nieprzyjaciół ich. Stłumiał pogany którzykolwiek powstawali przeciwko niemu. — Położył nieprzyjacioły  podnóżkiem nóg ich,  jak się pismo ś. wyraża.

Ojcowie nasi również kiedy dla niezgod i zbytków powszednich między możnymi, dla osobistych podłych widoków, dla uciemiężeń i niewoli niższych, zdawali się nie być dziećmi przedwiecznego ojca i prawymi, jednorodnymi synami wspólnej matki ojczyzny ; do­tykała ich nieraz ciężko ręka sprawiedliwego.  W okropniejszem oni niekiedy znajdowali się położeniu, niż jest nasze obecne, jakkolwiek je sobie trwożliwsze umysły wystawiać mogą. Gwałtowna, straszliwsza burza gniewu niebieskiego, zebrana nad zie­mią naszą za Jana Kazimierza niechaj przekona nie­ufnych że „Pan daje moc ludówi swojemu” że on jest Bogiem zwycięstwa i że w ostatniej toni jemu tylko zaufajmy, a nie zginiemy. Kraj podówczas obszer­ny, bo w tych zamknięty granicach jakie dzisiaj odzy­skać powinniśmy, jakie dzisiaj wywalczyć musimy i bodajbym był prawdziwym prorokiem, wkrótce wy­walczymy: uległ pod jednym zamachem Szweda. Stolice wpadły w jego ręce, wojska rozbrojone zostały, cała Polska uczuła jarzmo najezdcy. Nie dosyć! podobało się Bogu, do ostatka nawiedzić klę­skami znękany naród; chytry zdradliwy Brandenburczyk poddaniec nasz, zamiast tarczy dla swoich pa­nów, przyniósł miecz zagłady. Siedmiogrodzanin przynęcony łupem, pospieszył dla urwania zdobyczy. A Moskwiein zaniedbałże z takiej pory korzystać ? Nic jest ten Polakiem, kto nie zna obrzydłej dążno­ści carów. Zaprzeć się takiego współobywatela, wy­rzucić go ze społeczeństwa, postawić na jednej szali z największym zbrodniarzem, zdrajcą kraju, matkobójcą, któryby chciał z nimi trzymać. Plemię despotów północnych, plemię  Warjagskie Ruryków, na­rzuciwszy ciężar Normandzkiego  berła, na znaczną część wolnych ludów Słowiańskich, warło ustawicznie na pognębienie reszty tego swobodnego Rodu, czyhało odwiecznie na zgubę naszę. Ono i w ten czas było podżogą do zrokoszowania kozaków, ludu Polskiego, ono na widok ich powodzeń i wtargnięcia ze wszystkich stron nieprzyjaciół, z czartowskiem rozradowaniem serca przypadło także, ochłonęło Litwę.  Żaden już ludzki nic zostawał ratunek.

     Przygnieceni nawałem drapieżców ojcowie nasi, rzucili się do oblicza miłosierdzia; „wołał lud wszystek, podług słów pisma, ku panu z wielką usilnością i korzyli dusze swoje modlitwami i niewiasty ich, i wołali wszyscy ku p. bogu aby nie dawał na łupież dziatek ich, a żon ich na rozdzielenie, i miast ich na skażenie a świętości na splugawienie.” — Wnet cudowna przemiana szczęścia nastąpiła. Gród Częstochowski, słynący cudami królowej nieba, korony Polskiej, Maryi, odparł srogiego wroga. Ożywił się duch narodowy, ocuceni z letargu rycerze, znaleziono siły, nie odmówiła pomocy Austrya, mściciele powstali, odzyskano stolice, tłumy szarańczy najezdniczej  zgniecione lub ze sromotą z kraju wyparte. Triumf pobo­żnej waleczności. Triumf ! — Nie przyszliśmy jeszcze na ostateczność, ale przyjść możemy. Wyroki bo­skie zakryte przed oczyma śmiertelnych. Przeszłość w każdym razie, niech będzie przyszłości mistrzynią. Lecz już za wzór wzięliśmy. Za pierwszym wystrzałem najezdcy rzucił się cały naród do błagania pana zastępów. Świątynie napełniają się bez przestanku pobożnymi. Dusze nieskalane zanoście i dalej modły o pomyślność orę­ża Polskiego, składając dzięki za dary otrzymane.

Ale jakże wielkim jesteś w dziełach twoich Boże! Któż potrafi, kto zdoła określić ten zapał jakim przeją­łeś i najwyższych i najniższych, i najstarszych i naj­młodszych naszych wojowników? Czuję to, czuję najmocniej, ale wyrazić nie jestem w stanie.

Odwołuję się więc do was obywa­tele i obywatelki, którzyście z trwożliwem macie­rzystem sercem, lecz z radosną łzą w oku powitali już swoich wracających z zaszczytnemi bliznami i z mieczem zbroczonym krwią najezdników. Chlubaim, rozkosz wam, pociecha krewnym!

A przede wszystkiem cześć Bogu! Znamy, że on tyl­ko mógł być sprawcą dzieł tych. Jemu przyznajemy i ożywienie naszych rannych rycerzy żądzą szla­chetną aby jak najspieszniej wrócić mogli na plac boju, na plac chwały. Jego sprawą jesti ta spokojność na­sza, kiedy huk grzmotów wojennych, aż do tej świą­tyni dochodzi, kiedy najmilsze nam osoby, kiedy obrońcy Polskii cywilizacji świata całego niosą na szwank życie, Jemuś powinnai ty zapłakanawdo­wo już niestety!i osierocony ojcze,— ale świeża zbolałość serca po okropnej dla was stracie, zakazuje mi rany dotykać. Wyście tu jednak przybyli złożyć swoje utrapienia na ołtarzu Bogu za pomyślność oj­czyzny.

Gdybym mógł przyszłość uchylić, rzekłbym na pocieszenie nasze: zadatkiem to jest łaski Boga, wkrótce wróg pierzchnąć musi, wkrótce laury zdobyteza Bałkanami pod słabemi szańcami Pragi zwiędną, opadną. Precz od nas trwoga…

Obywatel niech pośpiesza na wały. Obywatelka niech nawiedzi rannych, niech słodyczą mowy, ulży j cierpieniom, niech czynem wsparciem stara się przywrócić co prędzej zdrowie, tak potrzebne ojczyźnie. Patriotycznem takowem, zarazem religjinem dziełem ozdabiajcie wasze modły, upiękniajcie przykłady ma­tek. Już Europa podziwia poświęcenie się Polek dla sprawy powszechnej, zdumiona dowie się wkrótce, nie ma gałązki wawrzynu przysądzonej za wszelkie rodzaje heroizmu, któraby pogodnego ich nie zdobi­ła czoła. Wieniec patryjotycznej  litości teraz zdobyć możemy. W ostatnim zaś raziewszyscy pochwyć­my za broń jaką okoliczność nastręczy i za hasłem: „Pan da moc ludowi swemu” ponowmy przykłady ojców i prababek. Już znachodzą się między nami Czar­nieccy, Koniecpolscy, Kościuszkowie, znajdą się je­szcze Kilińscy, znajdzie Marja Ludwika małżonka Jana Kazimierza, która kierując sama działami z gór Donasowskich zionęła ogień na Pragę osaczoną od wrogów, odnowi się poświęcenie Chrzanowskiej, któ­ra zagrożeniem śmiercią,  mężowi i sobie, natchnęła upadającą odwagę w obywatelach Trębówli, urato­wała twierdzę. Tymczasem kiedy nasi wojownicy dzień drugi już nieprzerwanie bój toczą, kiedy, cze­go nic daj Boże, w najsroższym może niebezpie­czeństwie, podnoście jak Mojżesz w niebezpieczeń­stwie ludu swojego, ręce do niebios i wołajmy słowy Judyty świątobliwej: „Panie, Boże ojców naszych, któ­ryś im dał miecz ku obronie a pomście cudzoziem­ców; wejrzyj na obozy nieprzyjacielskie tak jako w on czas raczyłeś widzieć obozy Egipskie, gdy za sługa­mi twoimi bieżeli dufając w wielkości rycerstwa swo­jego. Aleś wejrzał na zastępy ich, a ciemności umordowały je. Nogi ich zostały w przepaści, a wody je potopiły. Tak się niechaj z tymi stanie, którzy dufają w mnóstwie swojem, a nie wiedzą o tym żeś Ty sam jest Bogiem naszym. Podnieśże ramię Twoje, a roztrąć moc ich o moc twoją. Boć nie w mnóstwieleży moc twoja Panie, ale pokornych i skromnych zawszeć się modlitwa podobała  Boże niebios, wysłuchajże nas proszących a w twem miłosierdziu mo­cno dufajacych. Amen

            ukazało się:  „Gazeta Polska” nr 57 z 28.02.1831 (poniedziałek)

                                                              przygotował Wojciech Pestka

JSN Mico template designed by JoomlaShine.com